Maj 2020: Mariana Sadovska, artystka, która w latach 1991–2001 była główną aktorką, kompozytorką i dyrektorką muzyczną, dla portalu Povaha.org.ua opowiada o nadużyciach dyrektora instytucji, Włodzimierza Staniewskiego.
Październik 2020: Ukazuje się artykuł Sadovskiej Coming out, w którym autorka opowiada o formach przemocy i uzależnienia:
Chodzi o przemoc, która w „normalnym świecie” podlega karze. Chodzi o manipulację. Chodzi o przywłaszczanie sobie twórczych idei i nadużywanie służbowego stanowiska. Chodzi o psychiczną zależność od „mistrza”, „nauczyciela”, szefa, dyrektora. I nie, nie mówię tylko o reżyserach mężczyznach, wśród takich „guru” trafiają się też kobiety. Chodzi o ekonomiczną zależność od pracodawcy. I w końcu – chodzi o zagrożenie dla zdrowia: w moim przypadku o wieloletnią przemoc stosowaną przez reżysera i dyrektora teatru Gardzienice. Doprowadziła mnie ona nawet do próby samobójstwa. I to był punkt zwrotny. Wtedy wreszcie znalazłam siłę, by odejść z tego teatru.
[…] robiłyśmy zakupy, gotowałyśmy posiłki, robiłyśmy masaże, byłyśmy szoferami, słowem – „służyłyśmy” (i czasem „służyliśmy”) „mistrzowi” na wszystkich poziomach. I w zakres tej „służby” wchodziło również doświadczanie przemocy fizycznej. W pewnej sytuacji dyrektor zastosował wobec mnie rękoczyny, a potem zamknął mnie na kilka dni w swoim pokoju, żeby nikt się o tym nie dowiedział i nie zobaczył moich siniaków.
[…] W teatrze Gardzienice granica znikała, na jej miejscu pojawiała się emocjonalna i finansowa zależność. Wszyscy koledzy, często starsi, milcząco akceptowali ten stworzony przez reżysera system, co pozwalało mu bezkarnie nazywać nadużywanie władzy i przemoc „metodą pracy” i unikać odpowiedzialności. Co więcej, straszliwie oburza mnie odwracanie oczu i milczenie doświadczonych i uznanych teoretyków i krytyków teatru: wyraźnie widzieli wykorzystywanie bezbronnych młodych ludzi i wciąż oklaskiwali teatr i reżysera.
[…] Wydaje mi się, że w teatrze Gardzienice wszyscy staliśmy się ofiarami tego tradycyjnego systemu „mistrz–uczeń”, w którym „mistrz” pozwala sobie przekraczać wszystkie granice, wyzbywając się godności i pozbawiając podmiotowości ucznia czy uczennicę. Teatr Gardzienice to tylko jeden z przykładów, istnieje wiele innych miejsc, w których ten destrukcyjny mechanizm nadal działa [Sadovska 2020].
Do artykułu Sadovskiej redakcja dodała świadectwa innych aktorek oraz komentarze teatrologów:
- Aleksandra Wróblewska (antropolożka kultury, absolwentka Akademii „Gardzienic” w latach 2000-2002): Włodzimierz Staniewski szykanował wybrane osoby, przede wszystkim kobiety, aktorki i studentki Akademii Teatralnej. Publicznie ośmieszał je i upokarzał, zmuszał do absurdalnych zachowań, karał za nieprzestrzeganie wymyślonych przez siebie reguł. Wielokrotnie byłam świadkiem słownej i psychicznej agresji.
- Alicja Żmigrodzka (absolwentka Akademii Praktyk Teatralnych „Gardzienice”, aktorka „Gardzienic” w latach 2003-2006): Byłam najmłodsza w zespole i to właśnie mnie Staniewski wybrał sobie do poniewierania i upokarzania. Zaczęło się od publicznych wyzwisk podczas wyczerpujących prób do trzeciej w nocy, w końcu doszło do przemocy fizycznej, duszenia podczas nocnej próby na oczach innych aktorów, którzy traktowali jego znęcanie się nade mną z obojętnością. Na przemian mówił mi, że jestem obleśna i gruba albo że by mnie przeleciał. Kazał mi być niewidzialną, zniknąć, nie wydawać z siebie żadnych dźwięków, zabronił kontaktu z zagranicznymi gośćmi. Publicznie wyśmiewał to, jak wyglądam, mój głos, moje ruchy, jednocześnie każąc się masować, prasować, zmieniać pościel. Pracowałam w teatrze około 3 lat, nigdy nie dostałam wynagrodzenia. Długo próbowałam odejść, ale każdy kto zna mechanizm przemocy psychicznej, wie, jak ciężko jest ofierze takiej przemocy wyrwać się od swojego oprawcy. Dzień po dniu byłam pozbawiana poczucia własnej wartości. Wydawało mi się, że znaczę tylko tyle, ile znaczę w oczach Staniewskiego, który wmawiał mi, że moja jedyna wartość to bycie częścią jego prestiżowego teatru i że muszę być wdzięczna, że ktoś tak wielki jak on daje szansę komuś takiemu, jak ja, kto nic nie osiągnął i nie jest nic wart.
- Agnieszka Błońska (reżyserka teatralna, uczestniczka drugiej edycji Akademii Praktyk Teatralnych): Sprzątanie, prasowanie ubrań dyrektora o pierwszej nad ranem w jego mieszkaniu, prośby o masaże pleców i inne rodzaje przekraczania granic relacji nauczyciel-uczeń były regularne. Jednak najgorsza była jawna przemoc słowna i psychiczna, która była jego metodą pracy, z czego zdałam sobie sprawę później, kiedy zaczęłam współpracować z teatrem także poza akademią. Upokarzanie pracowników, a zwłaszcza kobiet, było codziennością. Do tej pory pamiętam teksty w rodzaju: „nie machaj tym cycem, idiotko”, „zgól nogi”, „umyj się”, które miały na celu trafienie w czuły punkt poniewieranej akurat osoby.
- Paweł Soszyński (krytyk teatralny, dramaturg, kierownik działu teatr w „Dwutygodniku”): Czy my badacze nie odpowiadamy za bezkarność Staniewskiego? A przede wszystkim, jak podłą z punktu widzenia aktorek musieliśmy zajmować pozycję, skoro nigdy nam nie ufały na tyle, żeby opisać okrutny system pracy, jakiego doświadczały. Byliśmy z tego pięterka, na którym było masowanie, pranie i krzyk. Staliśmy, dbając jedynie o własne transgresyjne doświadczenia, na straży więzienia, w którym przebywała pobita Sadovska. […] Czy zdawał sobie z tego sprawę Leszek Kolankiewicz, który zapraszał Staniewskiego na seminarium doktoranckie w Instytucie Kultury Polskiej? Co i czy wiedział o tym autor monografii Zbigniew Taranienko i Tadeusz Kornaś, kiedy pisał swoje opus magnum na temat „Gardzienic”? To są pytania o etykę pracy teatrologa, w tym antropologa widowisk. I teraz najważniejsze pytanie: czy zrewidujemy swoje zdanie o „Gardzienicach”, kiedy już to wszystko wiemy? Czy zgnębione, poniżone i wykorzystywane aktorki śpiewające najwspanialsze nawet pieśni kalkulują się w tym równaniu krzywdy i wspaniałości? […] Jeśli tak, to w nosie mam metafizyczne odloty; jeśli nie – to jestem współwinny: jako widz, recenzent, badacz a wreszcie człowiek zachwycony tym, co w istocie okazuje się złem. Bo czy w jakiejkolwiek próbie obrony Staniewskiego nie pojawi się, czy ja wiem, element sadystycznej satysfakcji z jego dzieła – ujarzmienia kobiet?
- Agata Adamiecka-Sitek (Rzeczniczka praw studenckich w Akademii Teatralnej w Warszawie): Jako środowisko badaczy i badaczek teatru musimy się uczciwie zmierzyć z tą sprawą. Nie mam wątpliwości, że jesteśmy w pewien sposób współodpowiedzialni za przemoc, która się tam przez lata dokonywała. I nie ma takich wątpliwości Mariana Sadovska, kiedy wprost oskarża badaczy i badaczki, którzy mieli wiedzę, ale woleli milczeć; mieli narzędzia, żeby rozpoznać przemocowe mechanizmy, ale woleli ich nie uruchamiać; mieli doświadczenie i pozycję w środowisku, ale używali ich nie do podważenia tego przemocowego systemu, tylko do jego wzmocnienia własnym autorytetem. […] od lat wiedzieliśmy, że w „Gardzienicach” jest poważny problem. […] A jednak przez tyle lat tolerowaliśmy tę sytuację. Najwyżej z niechęcią odwracaliśmy wzrok. O „Gardzienicach” powstały poważne publikacje, pisano monografie i opracowania zbiorowe poświęcone temu teatrowi. Wielu badaczy zajmowała szczególnie autorska metoda pracy Włodzimierza Staniewskiego. Jak to możliwe, że kwestia etyki pracy, przemocy i kosztów osobistych, jakie ponosili aktorzy i aktorki, zupełnie znikała z pola widzenia? To nie jest ślepa plamka, to jest systemowa ślepota. Rodzaj autocenzury, który powinien być rozpoznany jako etyczne zaniechanie badawcze. […] Jesteśmy też doskonale świadomi, że sprawa „Gardzienic” nie jest ani jednostkowa, ani wyjątkowa w polskim teatrze. MeToo ciągle przed nami [tamże].
6 października 2020: W „Gazecie Wyborczej” ukazuje się reportaż Mobbing i molestowanie w legendarnym teatrze. Wszyscy słyszeli, nikt o tym nie mówił, zawierający efekty reporterskiego śledztwa w sprawie mobbingu i molestowania w Ośrodku Praktyk Teatralnych „Gardzienice”. W tekście redakcja przyznaje, że pokrzywdzone osoby zgłaszają się do niej od czasu majowej publikacji Sadovskiej.
Po publikacjach, październik 2020: prokuratura rejonowa w Świdniku (woj. lubelskie) wszczyna śledztwo przeciw Włodzimierzowi Staniewskiemu, założycielowi (1977) i dyrektorowi artystycznemu (1978) Ośrodka Praktyk Teatralnych „Gardzienice”. Zarzuty obejmują naruszanie praw pracowniczych, napastowanie seksualne oraz przemoc psychiczną i fizyczną: naruszanie nietykalności cielesnej, pozbawianie wolności, szarpanie i poniżanie aktorek i pracowniczek teatru w latach 90. XX wieku i w pierwszej dekadzie XXI wieku.
W licznych komentarzach prasowych pojawiają się informacje o pytaniach skierowanych do Staniewskiego i do instytucji nadzorujących:
Zapytałem [Staniewskiego] o opowiedziane mi sytuacje – w tym „rękoczyny” i „siniaki” Sadovskiej, propozycję seksu wobec Wichowskiej, „metodę” izolacji aktorek lub aktorów i sprawy sądowe za sytuacje uznane przez pracowników za naruszenie praw pracowniczych, dóbr osobistych lub godności. Nie uzyskałem dotąd żadnej odpowiedzi. Zapytałem też ministra kultury i urząd marszałkowski w Lublinie, którzy odpowiadają za prowadzenie ośrodka, o mobbing i molestowanie w „Gardzienicach”. „Zarząd Województwa Lubelskiego nie otrzymywał żadnych głosów ani sygnałów w powyższej sprawie” – odpisał rzecznik marszałka Remigiusz Małecki. „Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie otrzymywało informacji, głosów czy sygnałów dotyczących zachowań mogących nosić znamiona mobbingu oraz molestowania seksualnego w Ośrodku Praktyk Teatralnych «Gardzienice»” – oświadczyło biuro prasowe ministra Piotra Glińskiego [Mrozek 2020].
Na oficjalnej stronie teatru „Gardzienice” ukazuje się List do redakcji Gazety Wyborczej, w którym Mariusz Gołaj, aktor pierwszej ekipy „Gardzienic”, komentuje zarzuty:
Partnerzy sceny i wydawało się przyjaciele, z którymi dzieliło się „role”, którym poświęciło się lata pracy, którzy z nami kwitli – teatralnie i życiowo – w Gardzienicach odnaleźli dom, odnosili sukcesy, otrzymywali nagrody, zjeździli świat, występowali na wielkich festiwalach, byli wydawało się „spełnieni” – biorą naraz na siebie rolę Erynii, „suk zemsty”, żeby zdeprecjonować gniazdo, przedkładając skargi i mrzonki o „nowym, lepszym świecie”, o „bezstresowym teatrze”, ponad trud codziennej, czterdziestoletniej pracy teatralnej [Molestowanie i mobbing… 2020].
Marzec 2021: Portal e-teatr zakłada stronę Mobbing i molestowanie w instytucjach kultury, na której pojawiają się kolejne oświadczenia w sprawie „Gardzienic” oraz kolejne doniesienia o podobnych praktykach w innych ośrodkach kultury (Wydział Aktorski AST w Warszawie, Szkoła Filmowa w Łodzi, Teatr Wybrzeże w Gdańsku).
8 lipca 2021: Prokuratura Rejonowa w Świdniku zamyka śledztwo w sprawie naruszania praw pracowniczych oraz stosowania przemocy wobec aktorek i pracowniczek „Gardzienic” przez Włodzimierza Staniewskiego. Wątek dotyczący naruszania praw pracowniczych został umorzony, ponieważ śledczy nie dopatrzyli się przestępstwa. W przypadku innych zdarzeń opisywanych przez kobiety postępowanie umorzono z uwagi na przedawnienie (przedawnieniu uległy czyny popełnione wobec Agaty Diduszko-Zyglewskiej i aktorki Justyny Jary). W ramach śledztwa przesłuchano w charakterze świadków: Marianę Sadovską, Agatę Diduszko-Zyglewską, Justynę Jary i Katarzynę Matykę. Prokuratura odstąpiła od przesłuchań osób, które przebywały poza granicami kraju. Nie wzywała też pokrzywdzonych, wobec których popełnione czyny przedawniły się jeszcze przed wszczęciem śledztwa. W piśmie prokuratura wyjaśnia:
W analizowanych przypadkach, przy przyjęciu, iż najpóźniej w 2001 roku doszło do naruszenia nietykalności cielesnej Mariany Sadovskiej połączonego z pozbawieniem jej wolności, to do ustania karalności takiego czynu doszło po upływie dziesięciu lat od tego czynu, tj. najpóźniej z końcem 2011 roku. […] Poza zakresem niniejszej decyzji pozostają natomiast te zdarzenia, co do których osoby ewentualnie pokrzywdzone nie zdecydowały się na złożenie doniesienia czy złożenie zeznań [Gardzienice. Prokuratura umorzyła śledztwo… 2021].
Postanowienie prokuratury nie jest prawomocne.
Lipiec 2021: Agata Diduszko-Zyglewska, absolwentka Akademii Praktyk Teatralnych OPT Gardzienice, publicystka i działaczka społeczna, umieszcza na FB komentarz:
Wiedziałyśmy, że opowiadane przez nas historie są w świetle prawa przedawnione – celem opowiedzenia tego, czego doświadczyłyśmy w Gardzienicach było dopełnienie obrazu tej instytucji, o prawdę dotyczącą metod pracy i przerwanie milczenia w tej sprawie w środowisku teatrologicznym [tamże].
Komentarz
Agata Siwiak – kulturoznawczyni, teatrolożka, kuratorka i producentka projektów teatralnych – poświęciła osobne studium zjawisku przemocy w polskich teatrach:
Nadużycia w imię stworzenia spektaklu-produktu doskonałego, rezygnacja z podstawowych praw pracowniczych – do odpoczynku i bezpieczeństwa – są w teatrze mylone z etosem pracy i artystyczną misją. O ile w kapitalizmie walutą są pieniądze, o tyle w teatrze, w którym wynagrodzenia aktorskie są bardzo skromne, środkiem płatniczym jest przede wszystkim prestiż, bycie w gronie wybrańców, za które płaci się wysoką cenę […]. Kapitalizm w polskim teatrze jest szczególną hybrydą: pozostaje w duszącym uścisku z patriarchatem i piętnem pańszczyzny [Siwiak 2022: 300].